reklama

reklama

Wielka Głowa czyli "tego nie robi się kotu"

Pewnego styczniowego dnia do łódzkiego schroniska dla zwierząt zatelefonowała starsza pani i drżącym głosem prosiła o pomoc dla błąkającego się po podwórku kota. Pani płacząc opowiadała, że kocina chudnie i słabnie z dnia na dzień chociaż ma wystawianą przez lokatorów karmę. Mówiła też, że codziennie go obserwuje patrząc przez okno gdyż sama jest ciężko chorą niechodzącą osobą, korzystającą z opieki osób trzecich dlatego może potwierdzić iż stan jego się pogarsza jednakże nikt z lokatorów nie chce go przygarnąć pomimo, że kot ciągle miauczy tak jakby prosił o wpuszczenie do domu. Pracownik schroniska i członek Stowarzyszenia pojechali na miejsce i wśród podwórkowych kotów szaro–burych, pręgowanych dachowców, które pozajmowały wszystkie wolne od lodu skrawki zobaczyli na zlodowaciałej pryzmie śniegu, biało czarny kłębuszek z podwiniętymi łapkami. Kłębuszek nie ruszał się, nie uciekał i nie wydawał z siebie żadnych dźwięków. Patrzył na podchodzących do niego ludzi wielkimi oczyma a z każdym ich krokiem, oczy te stawały się coraz większe jakby mówiły "nie boję się was, chcecie zrobić mi krzywdę, bardzo proszę - jest mi wszystko jedno". Wszystkie podwórkowe burasy pochowały się i przycupnięte pod stojącymi na podwórku samochodami lub schowane za śmietnikowe puszki z przerażeniem obserwowały ludzi i WIELKĄ GŁOWĘ, bo tak naprawdę to biało czarny kłębuszek składał się przede wszystkim z wielkiej głowy w które były ogromne oczy. Przywieziony do schroniska został poddany oględzinom i badaniom. Pierwsze co zostało stwierdzone to odmrożenia na łapkach a dokładnie kilkumilimetrowe pęknięcia w miejscu zginania się łapek. Świadczyło to, że leżał na zmarzniętym podłożu i jedyne co przyszło mu do jego dużej główki to podwijanie łapek aby chronić opuszki. Pytania nasuwały się same np. dlaczego nie chronił się do piwnicy lub w inne zakamarki tak jak robią to podwórkowe koty. Odpowiedź też nasuwała się sama - Wielka Głowa nie był kotem podwórkowym, nie znał terenu, nie wiedział jakie panują zwyczaje w tym środowisku i wcale nie pragnął ich poznawać. Był po prostu bezradny i pozostał biernym. A zatem był kotkiem domowym, prawdopodobnie od maleńkości wychowywanym w domu człowieka, który troszczył się o niego i dlatego Wielka Głowa nie potrafił odnaleźć się w nowych warunkach w jakich znalazł się pośród kotów podwórkowych.

Pomimo licznych ogłoszeń nikt po niego nie zgłaszał się a sytuacja robiła się poważna a nawet dramatyczna gdyż kot "nikł w oczach" a jego wychudzenie z dnia na dzień powiększało się prawie geometrycznie. Natomiast liczne badania nie potwierdzały żadnej wyniszczającej choroby. Wolontariuszki opiekujące się schroniskowymi kotami co pewien czas konsultowały różnych lekarzy weterynarii którzy byli bezradni wobec "niezidentyfikowanej choroby". W każdym z nas kiełkowała myśl, że kot po prostu umiera z tęsknoty za swoim poprzednim bytowaniem ale wstydziliśmy się wygłosić tę myśl głośno. W międzyczasie udało nam się poznać historię Wielkiej Głowy. Był on faktycznie kotem domowym wychowanym w domu od maleńkiego 10 dniowego koteczka. Był kochany i pieszczony przez swoją "rodzinę" panią i pana. Ale szczęście nie trwa wiecznie, tak też stało się w życiu kota. Któregoś dnia z mieszkania odeszła pani - pan był smutny, czasami miał łzy w oczach, siedział przy biurku z kotem na kolanach, pokazywał mu jakieś obrazki i opowiadał o pani. Wielka Głowa starał się patrzeć na te obrazki, które ludzie nazywają fotografiami ale nie mógł zrozumieć dlaczego jego dobra pani zamieniła się w te obrazki. Kiedy powoli zaczął przyzwyczajać się do myśli, że rodzina to tylko on i jego pan znów stała się rzecz straszna. Wielka Głowa spał sobie spokojnie gdy obudziło go wielkie zamieszanie, hałas i jacyś obcy ludzie którzy pochylali się nad jego panem a później gdzieś go zabrali. Wielka Głowa też wyszedł, a właściwie wymknął się z mieszkania jak wynosili jego pana i nawet chciał wsiąść z panem do tego strasznie wyjącego samochodu ale nie zdążył i został na podwórku aż do momentu kiedy przyjechało po niego schronisko.

Kot chudł coraz bardziej, ze wstrętem odwracał się od najlepszego jedzenie, nie chciał tknąć nawet mielonej, przedniej jakości wołowiny. Z chudego kota jakim był na podwórku stał się kościotrupem a właściwie została po kocie kocia skórka zakończona wielką głową leżąca apatycznie na posłaniu. Nawet dla kompletnie niezorientowanych stało się jasne, że Wielka Głowa specjalnie odmawia jedzenia bo chce umrzeć. Jak pomóc kotu, jak zachęcić go do życia jak mu wytłumaczyć to wszystko co go spotkało – to było pytanie i zadanie wszystkich, którzy z rozpaczą patrzyli na zrezygnowanego, cierpiącego psychicznie zwierzaka, który stracił sens swojego malutkiego istnienia. Ale w życiu każdej istoty żywej jej los jest zapisaną kartą i to co ma być - będzie, chociaż czasami losowi trzeba pomóc.

Nie bacząc na beznadziejny nie rokujący poprawy (z medycznego punktu widzenia) stan zwierzęcia, pani A. zabrała go do swojego domu. Przez trzy doby nie odstępowała go na krok. Przemawiała do niego, głaskała jego futerko, trzymała go na kolanach albo spacerowała po mieszkaniu nosząc go na rękach zawiniętego w kocyk. Wielka Głowa nie reagował ani na robione mu zastrzyki ani na podawanie leków, czasami otwierał oczy i patrzył z politowaniem na panią A jakby chciał powiedzieć "daj sobie i mnie spokój", "czy nie widzisz, że ja nie chcę już dłużej się męczyć". I stało się – trzeciego dnia leżąc w kocyku na kolanach pani A. Wielka Głowa otworzył oczy, które wydawały się ogromne, podniósł główkę i swoim szorstkim jak tarka bladym języczkiem polizał rękę pani A. I tak zaczęło się drugie życie Wielkiej Głowy.

Powoli zaczynał jeść, w trakcie jedzenia często je przerywał i zerkał na panią A. a ona przemawiała do niego, zachęcała go do jedzenia, mówiła mu, że jest to bardzo dobre i smaczne a on patrzył na nią, słuchał jakby rozumiał, że bardzo zależy jej na tym aby opróżnił miseczkę a kiedy była już pusta przysiadał przy nogach pani A i czekał na pogłaskanie. Mijały tygodnie a kot odzyskiwał siły, skrupulatnie zaczynał zwiedzać teren i zaglądać w każdy kącik. Bywały godziny, że siedział smutny a patrzącym na niego osobom wydawało się, że usiłuje on sobie coś przypomnieć. Upływały tygodnie, w główce Wielkiej Głowy prawdopodobnie zacierały się wspomnienia i coraz rzadziej popadał w zadumę a jego pyszczek nie był już tak smutny jak na początku.

Obecnie Wielka Głowa jest dużym, dobrze odżywionym kotem. Dostojnym krokiem porusza się po ogrodzie, godzinami przesiaduje na okiennym parapecie lub na tarasie i obserwuje wszystko co dzieje się dookoła. Świetnie dogaduje się z Pikusiem, znalezionym pinczerem o wyglądzie baryłki na cienkich nóżkach. Nie przepada za białymi pudlami Mozartem i Beethovenem, które są krzykliwe i nieznośne a poza tym to przegoniły Wielką Głowę z łóżka a tego on im wybaczyć wcale nie zamierza. Wielka Głowa rzadko bawi się z innymi kotami, raczej obserwuje ich zabawy a czasami gdy igrce stają się zbyt denerwujące zbliża się majestatycznie do rozrabiaki i po prostu wali go łapką "po łbie". Czuje respekt natomiast przed Gladiatorem, którego historia jest tak samo dramatyczna ale również ze szczęśliwym zakończeniem . Nie wiemy czy Wielka Głowa pamięta jeszcze swoje poprzednie bytowanie, nie wiemy czy miał lepiej czy gorzej ale widzimy że pokochał swój nowy dom, wiemy że on wie iż jest bezpieczny i kochany a największą radość sprawia zaufanie jakim obdarzył swoich nowych opiekunów.


AtualnościNAJNOWSZE czyli po prostu newsyz ostatniej chwilina dzisiajAktualności RóżnePowrót BrudaskaNowy Kiciuś w Stowarzyszeniunasz wkład w remont i modernizację łódzkiego schroniska dla zwierzątArchiwum AktualnościREKSIOZIMA 2012Wigilia 2011wakacjenumer krsogłoszeniaPublikacja raportu finansowgoArchiwumściana pamięciPrzyjacieleBlogwstępDEFINICJANasi podopieczniMaxiu emerytŁomianekMIKOTrzyłapekDaisy"Narączki 2"DzikuskaBabusiaz miłości koni do człowiekastarowinkaColinkaŁatekBIAŁASGOSPODYNICZUPUREKFOKSIUGazetkaWielka Głowa czyli "tego nie robi się kotu"Umrzeć - tego się nie robi kotu.Kącik fotograficznyodpoczynekPRACA DYPLOMOWA ŁUKASZA PIETRZAKAO nasLudzie stowarzyszeniaZarządOPPDorobekNasi Darczyńcysprawozdanie Finansowe za rok 2011SprawozdanieMłoda paraMikołajAkty prawneStatut stowarzyszeniaMożesz pomóc1 procentPrzekaż darowiznę onlineKontaktMapa serwisuNewsletter


Fatal error: Call to undefined function strreplace() in /home/klient.dhosting.pl/walczak/hostowane/schronisko.lodz.pl/index.php on line 296